wtorek, 30 sierpnia 2016

Od Matta CD Karoshi'ego

Po tym, jak Midnight przeciągnęła Matta wbrew czyjejkolwiek woli po całych terenach watahy, był zmęczony, ale w gruncie rzeczy uspokojony. Nie poznał żadnego nowego wilka, za co mógł tylko chwalić te nieistniejące siły wyższe, w których istnienie nie do końca wierzył. Dreptał przez las, rozrzucając wszystkie części poszycia na boki i nucąc cicho "I Will". Przerwał, w momencie, w którym dojrzał w trawie jakąś postać. Jęknął żałośnie w duchu. Choleeera. A bylo tak miło i pięknie. Skoro już został zmuszony do kolejnej konfrontacji z istotą żywą, podszedł. Może śpi, i go nie zauważy. A może jest martwa i tym bardziej go nie zauważy. Tyle potencjalnych sposobów uniknięcia rozmowy.
Faktycznie, spała. W gruncie rzeczy "spał". Basior. Smukły i zdecydowanie większy od Aviusa. Przyglądal mu się przez kilka sekund ze znikomym zainteresowaniem, kiedy otworzył oczy. Matt odskoczył do tyłu, kuląc się w geście obronnym.
– P-proszę, n-nie rób m-mi k-krzywdy – to głupia prośba; i tak najpewniej należał do watahy i nie miał prawa go nawet tknąć. Czarny wilk spanikował jednak przez moment.
– Raczej nie zrobię ci krzywdy – większy wilk nawet się nie podniósł z trawy, po prostu lustrując Aviusa wzrokiem.
Doprowadził się do porządku z pozycji drżącej, przestraszonej istotki do w miarę normalnego, tylko trochę zaniepokojonego stworzenia.
– C-cieszę się – uśmiechnął się przepraszająco. – W-wybacz, ż-że z-zakłócam spokój.

(Karoshi?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz