Nie powinienem był jej na to pozwalać. Od początku wiedziałem, że to był zły pomysł. Jaki porządny brat tak robi? Powinienem był sam tam pójść to nie byłoby problemów.
- Jesteś zły? - spytała jakby potrzebowała potwierdzenia. Zerknąłem na nią kątem oka i zacisnąłem szczęki. Dobrze znała odpowiedź.
- Ale przynajmniej nic nam się nie stało. - powiedziała Aoi ze słabym uśmiechem.
- Bo zrobiłem im pranie mózgu. - odparłem nie zwalniając kroku.
Tak dla ścisłości - Moja mała, stuknięta, problematyczna siostrzyczka wybrała się do sąsiedniej watahy na pokojowe negocjacje i swoimi magicznymi zdolnościami do rozprzestrzeniania zła podpaliła pół lasu.
O czymś zapomniałem? A tak! To ja jej na to pozwoliłem! Jestem ( przepraszam byłem ) negocjatorem od bitych dwóch lat i uczyłem ''fachu'' moją siostrę. To miała być jej pierwsza wyprawa. I ostatnia jak się okazało bo wywalili nas z watahy.
- Oj nie dramatyzuj tak! - powiedziała, z szerokim już teraz uśmiechem podskakując wesoło po piaszczystej ścieżce. - Czekają nas nowe przygody!
Hura.
- Chyba weszliśmy na teren jakiejś watahy. - oznajmiłem kiedy jakieś dwa tygodnie później siedzieliśmy z Aoi nad brzegiem małego jeziorka. Wczoraj po raz pierwszy od wielu dni wyczułem zapach innych wilków, a ponieważ nasilał się im dalej wędrowaliśmy pozwoliłem sobie wyciągnąć pewne wnioski.
- W sumie to dobrze, może nas przyjmą. - powiedziałem krótko jednak w myślach dodałem - Pod warunkiem, że nie dotarły do nich jeszcze wieści o tym jak ktoś przez przypadek spalił hektary pobliskiego lasu.
Spojrzałem na słońce, które w najlepsze próbowało zrobić z nas wilki z grilla. Podniosłem się dając tym do zrozumienia siostrze, że postój się skończył. Zerknąłem na nią. Siedziała z wzrokiem wlepionym w mętną taflę wody i bawiła się bezwiednie piachem. Przewróciłem oczami.
- Mów.
- Hę? - zamrugała i spojrzała na mnie zaskoczona.
- Ja...- zawahała się. Uniosłem pytająco brwi.
- Nie idę z tobą. - powiedziała cicho. Wzruszyłem ramionami.
- Idziesz. - odparłem i skierowałem się dalej w las.
- Sora czekaj! - zastąpiła mi drogę. - Dołączę do pewnej watahy w górach. Nie mogę całe życie zdawać się na ciebie. Muszę nauczyć się żyć na własną rękę nie siejąc przy tym spustoszenia.
Przybrałem kamienny wyraz twarzy.
- A tam nauczą mnie walczyć! - dodała jakby próbowała mnie przekonać. - Rozumiesz, że muszę to zrobić, prawda?
- Tak.
Nie! Dupo wołowa czemu powiedziałeś tak?!
- ...I że to coś co muszę zrobić sama?
- Tak.
Nie! Powiedz nie!
Aoi uśmiechnęła się szeroko.
- Jak się ogarnę to tu wrócę. - oznajmiła wesoło.
Jak chcesz iść to idź bo zaraz kompleks troskliwego brata zwycięży. - zaklinałem ją w myślach.
- No to lecę. - uścisnęła mnie na pożegnanie i już jej nie było.
Super. 3 lata niańczenia tej małej wywłoki, a ta i tak stwierdziła, że ktoś lepszy się na to nadaje. Potrząsnąłem głową by pozbyć się natrętnych myśli. Rozejrzałem się dookoła. Cel - znaleźć wilka. Rozprostowałem skrzydła i uniosłem się nad lasem wypatrując gdzieś żywej duszy. Po chwili wypatrzyłem jakąś waderkę maszerującą w stronę niewielkiego wodospadu. Jak to mówił mój młodszy braciszek? ''Najlepszy sposób żeby o czymś nie myśleć to zająć głowę ważniejszymi sprawami'' - czy jakoś tak.
Wylądowałem na kamiennym brzegu i jak gdyby nigdy nic zacząłem sobie chłeptać wodę.
Będzie ubaw.
Chwilę później usłyszałem zbliżające się kroki, a kątem oka zarejestrowałem jakiś ruch.
- Emm...hej? - usłyszałem jej głos. Spojrzałem na nią przelotnie po czym jak gdyby nigdy nic wróciłem do picia wody. Ciekawość zawsze zwycięża. Podeszła bliżej.
< Miva? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz